Telekomunikacja Polska S.A. Łódź

Akademicki Klub Górski w Łodzi

Piotr Pustelnik i Ryszard Pawłowski

"Szczyt K2 jak boisko do koszykówki"

rozmowa z Wiolettą Gnacikowską


Rozmowa (TELEFONICZNA Z ISLAMABADEM) z Piotrem Pustelnikiem i Ryszardem Pawłowskim, którzy 14 sierpnia (1996) zdobyli najtrudniejszą górę świata - K2. Wyprawa przedłużyła się i polska ekipa nie zdążyła na samolot. Najbliższy lot zaproponowano im na 25 września. Liczą, że jednak uda im się zdobyć miejsca w samolocie we wcześniejszym terminie. Na razie są "uwięzieni" w Islamabadzie.

WIOLETTA GNACIKOWSKA: Byliście w pięcioosobowej grupie, która przypuściła atak rozpaczy. Po wejściu Krzysztofa Wielickiego, Marco Bianchi i Christiana Kuntnera mało kto wierzył, że wam też się uda. Tym bardziej, że przez trzy dni nie było o was żadnej wiadomości. Wierzyliście, że jednak wejdziecie?

PIOTR PUSTELNIK: Ja zawsze wierzę, ale w tej wyprawie moja wiara była zachwiana wiele razy. Pod koniec z Ryśkiem powtórnie uwierzyliśmy, co dało nam potworną siłę.
RYSZARD PAWŁOWSKI: To nie był przypadek. Byliśmy dobrze przygotowani. Pogoda dała nam szansę, a my ją wykorzystaliśmy.

W czasie trzymiesięcznej wyprawy, mieliście tylko 12 dni dobrej pogody.

RP: W tym roku pogoda była fatalna. Na wielu wyprawach - a byłem co najmniej na 30 - tak kapryśnej aury nie spotkałem.
PP: Nigdy w życiu nie mieliśmy tak złej pogody i kłopotów natury technicznej. Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy.

Wielicki wszedł 10, a wy 14 sierpnia. Skąd to opóźnienie?

RP: Szliśmy do ataku razem z Krzyśkiem Wielickim. Byliśmy wysoko. Biwak bez namiotu i śpiwora był nie do uniknięcia. Wycofaliśmy się, bo było bardzo duże ryzyko. Na szczęście po kilku dniach trafiliśmy na rewelacyjną pogodę i w pięknym stylu udało nam się wejść.

Byliście z pewnością wyczerpani przedłużającą się akcją górską i brakiem jedzenia.

RP: Przed wejściem na wierzchołek, na 8500 m, usiedliśmy, ugotowaliśmy herbatę i dopiero spokojnie weszliśmy. Byliśmy w dobrej kondycji.

Długo upajaliście się radością ze zdobycia "góry mordercy"?

RP: Na szczycie siedzieliśmy pół godziny. Porobiliśmy piękne zdjęcia.
PP: Dostałem różne drobiazgi od rodziny, przyjaciół, od żony Marka Grochowskiego krzyżyk z Ziemi Świętej i to wszystko zostawiłem na szczycie.

Jak wygląda wierzchołek K2?

PP: To płaskie pole śnieżne wielkości boiska do koszykówki, zamknięte lodowym serakiem.

Najtrudniejsze jest podobno zejście?

RP: Zeszliśmy jeszcze tego samego dnia do namiotu. Potem do bazy. Czekali na nas Krzysztof Wielicki z Markiem Rożnieckim, lekarzem wyprawy. Na powitalną kolację była owsianka na wodzie lekko posolona. Tylko tyle zostało z zapasów.

Teraz w Islamabadzie, w oczekiwaniu na samolot regenerujecie siły i na pewno świętujecie sukces wyprawy?

PP: Jesteśmy wszyscy bardzo zmęczeni. Wykańcza nas psychicznie przedłużający się pobyt i wyczekiwanie na wiadomość, kiedy odlatujemy. Poczuję się szczęśliwy, jak wreszcie wsiądę do samolotu.

Przyjmijcie gratulacje od "Gazety".

PP: Dziękuję, że pisaliście o nas, ale ja naprawdę nic takiego nie zrobiłem!

Rozmawiała:
Wioletta Gnacikowska

Niniejsza rozmowa (ukazała się w "Gazecie Łódzkiej" na początku września 1996) była pierwszą opublikowaną w Polsce relacją obu himalaistów po wejściu na K2.


Inne artykuły i wywiady Wioletty Gnacikowskiej
Akademicki Klub Górski w Łodzi - Strona Domowa

Do strony głównej (Main page)


Uwagi dotyczące Strony AKG Łódź prosimy kierować do:
Tomek Papszun.

Data ostatniej modyfikacji (Last modified): 1997.02.13.